środa, 7 maja 2014

Chained Love Knot #1

Wychodziłam właśnie od fryzjera, idąc prostą drogą do domu. Tak się złożyło że nikogo nie było w domu. Wszyscy domownicy pojechali na 43 urodziny mojej ciotki Anabelle. Wiem że wypadało by tam być, ale nie przepadam za tego typu uroczystościami, a do tego sama ciocia, a tym bardziej jej kuchnia nie przypadły mi szczególnie do gustu. Pomijając to, przecież będzie jeszcze okazja do świętowania jej urodzin. Jak nie tych to następnych. Przecież nie czuje się tak źle, mimo tego że narzeka na wszystko i na wszystkich. Dzięki Bogu, tego roku nie muszę tego wysłuchiwać. Choć ledwo przekonałam mamę o zostanie w domu. Nie zgodziła by się gdyby nie mój tata, on zawsze pozwala mi na więcej, może dlatego że matki są bardziej opiekuńcze i bardziej się martwią o swoje dzieci, bo w sumie co mogłoby mi się stać przez te kilka godzin w domu? No właśnie, zaraz wam powiem. Po przyjściu do domu usiadłam przy telewizorze, aby trochę się odprężyć, grając w moją ulubioną grę na konsoli. Długo to nie trwało ponieważ moją grę przerwał nie kto inny, jak mój brzuch. Poszłam więc do kuchni, aby odgrzać sobie zupę, która była tego dnia na obiad. Była strasznie zimna, bo stała w lodówce. Więc grzanie jej trwało dość długo, pomyślałam więc że jeśli pójdę na chwilę do pokoju nic się nie stanie. Okazało się że chwila która miała trwać nie więcej niż pięć minut, trwała pięć razy więcej. Poczułam zapach spalenizny. Kiedy weszłam do kuchni, ujrzałam ją w płomieniach. Serce mi stanęło, byłam bardzo przestraszona. Pobiegłam do łazienki aby wziąć z niej największą miskę, napełnioną po brzegi wodą i spróbować ugasić pożar, zaistniały w kuchni. Niestety na marne, po chwili płomienie znalazły się w przedpokoju, tuż przed moimi nogami. Czułam że to już koniec.
Lecz nie. Obudziłam się w szpitalu, podłączona do kroplówki. Moje ciało było pokryte ranami. Prawdę mówiąc byłam cała przypalona, jak po za długim wyjściu z solarium. W pokoju w którym leżałam było mnóstwo kwiatów i balony z napisem "Szybkiego powrotu do zdrowia Cassie". Było mi bardzo miło, ale z drugiej strony dziwnie, nie widziałam co się stało poprzedniego dnia, a może tygodnia. Nie miałam pojęcia ile czasu przeleżałam w tym szpitalu samotnie. Nagle do mojego pokoju wszedł chłopak. Blondyn o nieziemskiej urodzie. Nie zwrócił na mnie uwagi, tylko przyszedł poprawić kwiaty jakby wykonywał swoją codzienną robotę. Nagle spojrzał na mnie i zrobił minę jakby ujrzał milion dolarów.
- O mój Boże, ty żyjesz!" - wykrzyknął i przytulił mnie mocno.
- Co to ma być? Kim ty jesteś?
Hałasy spowodowały że co najmniej cały szpital mnie usłyszał, a do sali weszli moje rodzice, uradowani jak nigdy dotąd. Miałam w sobie pustkę, a po chwili widziałam jak moi rodzice przytulali tego chłopaka i dziękowali mu jak za uratowanie życia. I wtedy wszystko zrozumiałam.
Mimo to, potem wyjaśniono mi co dokładnie się wydarzyło. Tego dnia, kiedy w domu wybuchł pożar, ja próbując go ugasić, zemdlałam. Pożar najwyraźniej był tak duży że chłopak przez okno kuchenne zauważył płomienie i wbiegł do mieszkania, przed czym zawiadomił straż pożarną i pogotowie, na wszelki wypadek.
Zauważył mnie i wyciągnął na zewnątrz, a pogotowie i straż przyjechało po 10minutach. Gdyby nie on, szansa na moje przeżycie byłaby jedna na milion. Mieszkanie zostało ugaszona, a ja wylądowałam w szpitalu.
- Więc tak tu się znalazłam. - Odpowiedziałam z olśnieniem.
- Jestem Niall. - Odpowiedział nieznajomy.
-Ja Cassie. O mój Boże, nie wiem jak mam Ci dziękować, za uratowanie mi życia...
- Może po tym wszystkim, jak już wyzdrowiejesz, dasz się zaprosić na kolację? - Zapytał
Przyznam szczerze że nie interesowali mnie chłopcy, także z tego względu że niedawno rozstałam się z jednym i do tej pory jest mi ciężko. Ale to była jego prośba, co miałam powiedzieć? Przecież koleś uratował mi życie.
- Umm, no pewnie. - Odpowiedziałam.
- Super, przyjdę jutro sprawdzić jak się czujesz. Do zobaczenia piękna.
- Cześć...
Chłopak wprawił mnie w niezłe zakłopotanie. Wyglądało na to że się we mnie zakochał. No nieźle, zaczynam się zastanawiać czy lepiej byłoby gdyby mnie nie uratował.